Kolejne
kartki kalendarza spadały, z cichym szelestem, na posadzkę w zastraszająco
szybkim tempie. Mroźny luty i nieco cieplejszy już marzec przeminął, by z otwartymi ramionami
powitać kwietniowe słońce. Przez ten czas, paczka jak zwykle się wygłupiała,
Hermiona, jak już miała to w zwyczaju, gnała wszystkich do nauki, a Weasley wiecznie, co mu już to weszło w nawyk z marnym skutkiem próbował wygrać z nimi
potyczki słowne i uprzykrzać im życie. Oczywiście
nie obyło się też, bez doprowadzania do białej gorączki ich ulubionej nauczycielki transmutacji, co
już od dawna stało się ich hobby. Można by pomyśleć, że nic szczególnego się
nie dzieje. Bo tak było. Prawie.
Od
jakiegoś czasu, jeszcze nim Hermiona, Łucja i Draco wyruszyli po kolejne części
Kryształu, byłą Gryfonkę nawiedzało dziwne przeczucie. Miała wrażenie, ze coś
jest nie tak, jak być powinno. A to dziwne uczucie nasilało się, gdy była z
Davidem, zauważyła tez jakby on się od niej nieco oddalił... Ganiła siebie w
myślach, przecież to głupie. Przecież
ona i Lestrange byli szczęśliwą parą, ale… no właśnie jest jakieś ale… Hermiona
czuła, że coś wisi nad nimi w powietrzu, że coś między nimi się wydarzy, że to niekoniecznie będzie coś dobrego. Nikomu
też o tym nie mówiła, nawet Davidowi. Nie chciała go tym niepokoić. Miała
nadzieję, że to przejdzie samo. Starała się ignorować te irytujące
uczucie. Jednak dopiero wczoraj zrozumiała, dlaczego od dłuższego czasu jej
towarzyszyło. Znów wspomnienie wczorajszego dnia pojawiło się przed jej oczami,
które po chwili zaszkliły się łzami.
Hermiona szła spokojnie korytarzem,
właśnie wracając z biblioteki, trzymając w rękach dwa opasłe tomiska. Słońce
wlewało się na prawie pusty korytarz przez ogromne okna, a Ślizgonka miała
dobry humor. Na korytarzu panowała cisza, gdyż większość uczniów korzystała z
ciepłej pogody na dworze. W pewnym momencie była Gryfonka, usłyszała gdzieś
przed sobą fragment rozmowy. Raptownie zatrzymała się słysząc swoje imię,
wypowiadane głosem jakiejś dziewczyny,
jednak Hermiona nie mogła go przypasować do konkretnej osoby. Kolejne słowa
sprawiały, że jej doskonały humor prysł niczym bańka mydlana.
-
…a Hermiona? – zapytała owa dziewczyna, a Ślizgonka zastygła w bezruchu i z
uwagą zaczęła się przysłuchiwać konwersacji. Przy okazji się rozejrzała po
korytarzu i zobaczyła, że z jednego z parapetów wystają czyjeś nogi. Usłyszała
drugi głos. Serce jej na moment stanęło. Znała ten głos. Głos, który rozpoznała
by wszędzie, głos, który zawsze podnosił ją na duchu, głos osoby, która zawsze
ją wspierała. To był jego głos, chłopaka, którego pokochała, a wypowiedziane
przez niego słowa sprawiły, że dziewczynie pękło serce z bólu, który jej wtedy
nieświadomie sprawił.
-
Będę w końcu musiał jej powiedzieć, że już jej nie kocham. – powiedział do
dziewczyny koło niego. – Bo je się tego. – wyznał – Mimo, że nie czuje do niej
tego co kiedyś, nadal jest dla mnie ważna. Nie chcę jej zranić. Stała się dla
mnie przyjaciółką, nie… raczej bardziej jak siostra, więc rozumiesz, ze nie
chcę dla niej źle, a mam świadomość ile jej tym bólu przysporzę.
-
Więc jej powiedz – poradziła dziewczyna. – Zwlekając, tylko to wszystko
pogorszysz, a Hermiona będzie cierpieć jeszcze bardziej.
-
Wiem – odrzekł – ale nie wiem czy będę potrafił jej to powiedzieć.
-
Wierzę w ciebie
Brązowowłosa
cicho podchodziła coraz bliżej, chcąc zobaczyć kim jest dziewczyna, która
najprawdopodobniej podbiła serce jej chłopaka. Udało jej się. Ujrzała Clarie
Blake, rudowłosą Krukonkę o piwnych oczach. Hermiona kojarzyła ją, zdaje się,
że jest na jednym roku z Ginny. Byłej Gryfonce ciężko było uwierzyć w to co
teraz usłyszała. Te słowa ją zraniły. Ten cholerny ból z powodu utraty Davida.
Nie wiedziała, że może istnieć jeszcze większy ból, niż ten, który czuła teraz.
Jednak może. Uświadomiła to sobie, kiedy tylko zobaczyła, że chłopak pochyla
się, by złożyć pocałunek na ustach rudowłosej. Serce Hermiony eksplodowało z
bólu. Łzy, łzy nieszczęśliwej miłości, łzy smutku, łzy cierpienia i bólu, łzy wszystkich tych uczuć przysparzających ból,
zaczęły spływać po jej policzkach, by dotrzeć do brody i spaść gdzieś w dół.
Wtedy też książki, które trzymała w dłoniach, wyleciały jej z rąk z hukiem
lądując na kamiennej posadzce, jednocześnie zdradzając jej obecność na
korytarzu. Dopiero teraz w pełni dotarło do niej, ze David Lestrange już nie
jest jej, że na zawsze go straciła. Ślizgon i Krukonka oderwali się od siebie dopiero teraz ją
zauważając. Hermiona, zapominając o leżących na posadzce książkach, odwróciła
się na pięcie i uciekła nie oglądając się za siebie. Wtedy David zerwał się na
równe nogi i pobiegł za nią.
-
HERMIONA, CZEKAJ! – krzyknął, jednak ona nie zareagowała, nie odwróciła się, po
prostu zniknęła za rogiem gubiąc po drodze swoje łzy, a chłopak się zatrzymał,
wiedząc, że gdyby ją dogonił i tak by nic nie wskórał. - Przepraszam.
-
Porozmawiaj z nią gdy się uspokoi. – usłyszała jeszcze głos Krukonki,
skierowany do Ślizgona.
„Tak już w ludzkim życiu bywa,
Coś się kończy, coś zaczyna.”*
Kocham cię dwa słowa, a mają tak potężną moc,
tak wiele znaczą. Potrafią zbudować coś pięknego, wspaniałego, opartego na
szczęściu i silnym uczuciu do drugiej osoby… Potrafią również wszystko
zaprzepaścić, zniszczyć szczęście, spokój i te wszystkie wspaniałe chwile, gdy
zostaną wypowiedziane do niewłaściwej osoby… Kocham cię… tak wiele razy słyszała szczere „kocham” z jego ust
skierowane do niej i to jeszcze nie tak dawno… wiedziała wtedy jego szczery uśmiech, skierowany do niej i iskry w jego oczach, patrzących na dziewczyną z uczuciem. Dlaczego więc to się stało? Czemu
jego miłość do niej wygasła? Mimo, że była dość silną osobą płakała jak małe
dziecko, gdy tylko poznała prawdę.
W
tej chwili leżała na łóżku w swoim dormitorium, z zamkniętym powiekami. Po jej
głowie cały czas, nie dając jej spokoju, nieustannie krążyło wspomnienie
wczorajszego dnia. Pod oczami czuła łzy, a na jej twarzy nadal widniały ślady
po nich. Nie wyobrażała sobie, że kiedyś do tego dojdzie, że rozstanie się z
Davidem, nie pomyślała, że to będzie tak cholernie boleć. Przecież tak bardzo
kochała. Im bardziej ci zależy, tym
bardziej boli… przeszło jej przez myśl. Przez kilka minut panowała cisza, a
potem Hermiona zaczęła szeptać.
Nie
załamię się,
Wiem,
że kiedyś się z ciebie wyleczę.
Może
nie na pstryknięcie palcami,
Może
nie po tygodniu,
Ani
miesiącu.
Czeka
mnie wiele pustych dni, w których wciąż będzie się pojawiać twoja twarz.
Nie
mogę wykreślić cię ze swojego życia,
Zbyt
wiele mamy ze sobą wspólnego.
I
nie powiem też 'jesteś w moim życiu zbędny'
Bo
nie jesteś.
W
gruncie rzeczy nikogo nie potrzebuje bardziej niż ciebie...
Ale
wiem też, że…
…że
nigdy już nie będziesz mój**– zakończyła z bólem.
- Wybacz mi Hermiono – usłyszała głos.
To był JEGO głos. Nawet nie wiedziała kiedy tu wszedł. Panowała taka cisza, a
nie usłyszała otwieranych drzwi, ani jego kroków. Natychmiast otworzyła oczy, otarła
łzy z twarzy i usiadła, spoglądając na niego.
- Nie chciałem cię zranić, nigdy. –
mówił, a Hermiona nie przerywała mu, mimo, że miała ochotę wykrzyczeć mu w
twarz, jak ją zranił, jaki wielki ból jej sprawił, nie zrobiła tego. Wiedziała,
że on chce jej to wytłumaczyć, dlatego pozwalała mu mówić, z całych sił
starając się by nie stracić nad sobą panowania. – Od dawna czułem, że coś
między nami jest nie tak, że z mojej strony coś się zmieniło, jednak nic ci nie
mówiłem. Byłem pewny, że to zniknie, że to tylko jest przejściowe. – powiedział
przerywając na chwilę, jakby szukając odpowiednich słów by móc mówić dalej .
- Potem poznałem Clarie. Zrozumiałem
wtedy, że nie kocham już ciebie w TEN sposób, że moje uczucie do ciebie
wygasło. Ona o wszystkim wiedziała, namawiała mnie, bym jak najszybciej wyznał
ci prawdę, żeby nie pogarszać sytuacji, ale nie umiałem, nie potrafiłem się na
to zdobyć, bo wiedziałem, że sprawię ci tym ogromny ból, ze cię potwornie
zranię. Dla mnie też nie było to łatwe.
- Lepsza jest najgorsza prawda, niż
najdoskonalsze kłamstwo. – wyszeptała brązowowłosa.
- Wiem. Ale zrozum mnie. Nadal jesteś
dla mnie cholernie ważna, nadal cię kocham, ale jak siostrę…
- Rozumiem. – powiedziała Hermiona
obojętnym tonem, krzycząc w myślach by to co teraz usłyszała, to co teraz się
dzieje było tylko głupim snem, albo jakimś chorym żartem. – Proszę cię, wyjdź.
– szepnęła, czując, że zbiera jej się na płacz.
- Jesteś naprawdę wspaniałą
dziewczyną, ale pozostańmy przyjaciółmi. – powiedział chłopak ignorując jej prośbę – Nie chcę cię
stracić, nie chcę byś całkowicie się ode mnie odcinała. – powiedział
- Jasne. – mruknęła bez przekonania,
sama nie wiedząc co powiedzieć – a teraz wyjdź. Proszę. – rzekła Hermiona świadoma
tego, że oczy ma zaszklone łzami. Nie chciała płakać przy nim. Tym razem
posłuchał jej prośby.
- Jeszcze kogoś znajdziesz, kogoś kto
naprawdę będzie cię kochał...i przepraszam, wiedz, że zawsze będziesz mogła na
mnie liczyć. – powiedział stojąc już w drzwiach po czym je zamknął i pozostawił
samą. Rozpłakała się. Masz rację, ktoś na
pewno mnie pokocha. Ale czy ja będę potrafiła to ponownie zrobić?
David
wrócił do Pokoju Wspólnego Ślizgonów siadając obok swoich przyjaciół. Był
markotny i prawie w ogóle się nie odzywał, a jeśli już to tylko krótko
odpowiadał na czyjeś pytanie, by potem ponownie pogrążyć się w milczeniu. Czuł
się źle z tym, że musiał zrobić to Hermionie, że musiał tak bardzo ją zranić.
Jak on by się czuł gdyby to się jemu przydarzyło? Pewnie bolało by jak cholera,
mógł jedynie wyobrażać sobie te potworne uczucie i mieć nadzieję, że jego była
dziewczyna mu wybaczy to co zrobił. Dlaczego musiałem jej to zrobić?
*
-
Luna! Czyś ty do reszty oszalała? Powiedz mi, że żartujesz, że to Twoje kolejne
dziwactwo..
- Nie, Nicole. Mówię jak najbardziej
poważnie. – odparła Lovegood, hardo trzymając się swoich racji.
- Ty naprawdę oszalałaś. Porozmawiamy
jak zmądrzejesz. – powiedziała panna Black i wyszła z pokoju trzaskając
drzwiami.
Luna nie oszalała, jak to ujęła jej siostra.
Dziewczyna już dawno doszła do wniosku, że nie powinna tak od razu wkraczać na
ścieżkę zła i pogrzebywać swoje przekonania i wartości, w które dotychczas
wierzyła i za nimi podążała. Bo dlaczego miała by to robić? Bo dowiedziała się,
że jest dzieckiem śmierciożerców? Dlatego, że jej siostra jest po stronie
ciemności i powinny być po tej samej stronie barykady? Kiedyś Luna powiedziała,
że pomści swoich biologicznych rodziców, że zrobią to razem: ona i Nicole.
Wtedy powiedziała to pod wpływem emocji. Dlaczego ma pomścić śmierć ludzi,
których nawet nie znała, którzy byli śmierciożercami, z którymi walczyła od
zawsze. Dlaczego? Bo to jej biologiczni rodzice? Trochę śmieszny to argument.
Nie znała tych ludzi, byli jej całkowicie obcy, dopiero niedawno zrozumiała, że
jej rodzicami zawsze byli, są i będą Lovegoodowie. Przez nich została
wychowana. Kochała ich. Kochała swojego
zbzikowanego ojca i nie żyjącą już matkę. Po za tym nie może zrzec się
doczesnych przekonań, to nie miało najmniejszego sensu…. Dlatego nie zmieni już
swojej decyzji, miała tylko nadzieję, że jeśli dojdzie do walki, uniknie
pojedynku z Nicole.
Klamka zapadła, Luna wszystko zrozumiała i na dobre podjęła ostateczne decyzje, co do tego, po której stronie ma stanąć.
* tekst wzięty z opisu gg kolezanki.
** kiedyś znalezione gdzieś w otchłaniach internetu.
I jak???? Mam nadzieję, że nie trzasniecie mnie avadą za to, że rozdzieliłam Hermionę i Davida... I, że rozdział się spodoba. Ja osobiście jestem z niego zadowolona.
Chciałam jeszcze przeprosić Was za to, ze rozdział dopiero teraz, a nie w sobotę, wszystko wina problemów z internetem.
Starałam się poprawić błędy, ale jak coś znajdziecie to pisać, poprawię
Pozdrawiam, Cruciatrus
:D
Klamka zapadła, Luna wszystko zrozumiała i na dobre podjęła ostateczne decyzje, co do tego, po której stronie ma stanąć.
* tekst wzięty z opisu gg kolezanki.
** kiedyś znalezione gdzieś w otchłaniach internetu.
I jak???? Mam nadzieję, że nie trzasniecie mnie avadą za to, że rozdzieliłam Hermionę i Davida... I, że rozdział się spodoba. Ja osobiście jestem z niego zadowolona.
Chciałam jeszcze przeprosić Was za to, ze rozdział dopiero teraz, a nie w sobotę, wszystko wina problemów z internetem.
Starałam się poprawić błędy, ale jak coś znajdziecie to pisać, poprawię
Pozdrawiam, Cruciatrus
:D