poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział XXVIII

  

            Kolejne kartki kalendarza spadały, z cichym szelestem, na posadzkę w zastraszająco szybkim tempie. Mroźny luty i nieco cieplejszy już  marzec przeminął, by z otwartymi ramionami powitać kwietniowe słońce. Przez ten czas, paczka jak zwykle się wygłupiała, Hermiona, jak już miała to w zwyczaju, gnała wszystkich do nauki, a Weasley wiecznie, co mu już to weszło w nawyk z marnym skutkiem próbował wygrać z nimi potyczki słowne i uprzykrzać im życie.  Oczywiście nie obyło się też, bez doprowadzania do białej gorączki ich ulubionej nauczycielki transmutacji, co już od dawna stało się ich hobby. Można by pomyśleć, że nic szczególnego się nie dzieje. Bo tak było. Prawie.
            Od jakiegoś czasu, jeszcze nim Hermiona, Łucja i Draco wyruszyli po kolejne części Kryształu, byłą Gryfonkę nawiedzało dziwne przeczucie. Miała wrażenie, ze coś jest nie tak, jak być powinno. A to dziwne uczucie nasilało się, gdy była z Davidem, zauważyła tez jakby on się od niej nieco oddalił... Ganiła siebie w myślach, przecież to głupie. Przecież ona i Lestrange byli szczęśliwą parą, ale… no właśnie jest jakieś ale… Hermiona czuła, że coś wisi nad nimi w powietrzu, że coś między nimi się wydarzy,  że to niekoniecznie będzie coś dobrego. Nikomu też o tym nie mówiła, nawet Davidowi. Nie chciała go tym niepokoić. Miała nadzieję, że to przejdzie samo. Starała się ignorować te irytujące uczucie. Jednak dopiero wczoraj zrozumiała, dlaczego od dłuższego czasu jej towarzyszyło. Znów wspomnienie wczorajszego dnia pojawiło się przed jej oczami, które po chwili zaszkliły się łzami.
            Hermiona szła spokojnie korytarzem, właśnie wracając z biblioteki, trzymając w rękach dwa opasłe tomiska. Słońce wlewało się na prawie pusty korytarz przez ogromne okna, a Ślizgonka miała dobry humor. Na korytarzu panowała cisza, gdyż większość uczniów korzystała z ciepłej pogody na dworze. W pewnym momencie była Gryfonka, usłyszała gdzieś przed sobą fragment rozmowy. Raptownie zatrzymała się słysząc swoje imię, wypowiadane głosem jakiejś  dziewczyny, jednak Hermiona nie mogła go przypasować do konkretnej osoby. Kolejne słowa sprawiały, że jej doskonały humor prysł niczym bańka mydlana.
- …a Hermiona? – zapytała owa dziewczyna, a Ślizgonka zastygła w bezruchu i z uwagą zaczęła się przysłuchiwać konwersacji. Przy okazji się rozejrzała po korytarzu i zobaczyła, że z jednego z parapetów wystają czyjeś nogi. Usłyszała drugi głos. Serce jej na moment stanęło. Znała ten głos. Głos, który rozpoznała by wszędzie, głos, który zawsze podnosił ją na duchu, głos osoby, która zawsze ją wspierała. To był jego głos, chłopaka, którego pokochała, a wypowiedziane przez niego słowa sprawiły, że dziewczynie pękło serce z bólu, który jej wtedy nieświadomie sprawił.
- Będę w końcu musiał jej powiedzieć, że już jej nie kocham. – powiedział do dziewczyny koło niego. – Bo je się tego. – wyznał – Mimo, że nie czuje do niej tego co kiedyś, nadal jest dla mnie ważna. Nie chcę jej zranić. Stała się dla mnie przyjaciółką, nie… raczej bardziej jak siostra, więc rozumiesz, ze nie chcę dla niej źle, a mam świadomość ile jej tym bólu przysporzę.
- Więc jej powiedz – poradziła dziewczyna. – Zwlekając, tylko to wszystko pogorszysz, a Hermiona będzie cierpieć jeszcze bardziej.
- Wiem – odrzekł – ale nie wiem czy będę potrafił jej to powiedzieć.
- Wierzę w ciebie
Brązowowłosa cicho podchodziła coraz bliżej, chcąc zobaczyć kim jest dziewczyna, która najprawdopodobniej podbiła serce jej chłopaka. Udało jej się. Ujrzała Clarie Blake, rudowłosą Krukonkę o piwnych oczach. Hermiona kojarzyła ją, zdaje się, że jest na jednym roku z Ginny. Byłej Gryfonce ciężko było uwierzyć w to co teraz usłyszała. Te słowa ją zraniły. Ten cholerny ból z powodu utraty Davida. Nie wiedziała, że może istnieć jeszcze większy ból, niż ten, który czuła teraz. Jednak może. Uświadomiła to sobie, kiedy tylko zobaczyła, że chłopak pochyla się, by złożyć pocałunek na ustach rudowłosej. Serce Hermiony eksplodowało z bólu. Łzy, łzy nieszczęśliwej miłości, łzy smutku, łzy cierpienia i bólu, łzy wszystkich tych uczuć przysparzających ból, zaczęły spływać po jej policzkach, by dotrzeć do brody i spaść gdzieś w dół. Wtedy też książki, które trzymała w dłoniach, wyleciały jej z rąk z hukiem lądując na kamiennej posadzce, jednocześnie zdradzając jej obecność na korytarzu. Dopiero teraz w pełni dotarło do niej, ze David Lestrange już nie jest jej, że na zawsze go straciła. Ślizgon i Krukonka  oderwali się od siebie dopiero teraz ją zauważając. Hermiona, zapominając o leżących na posadzce książkach, odwróciła się na pięcie i uciekła nie oglądając się za siebie. Wtedy David zerwał się na równe nogi i pobiegł za nią.
- HERMIONA, CZEKAJ! – krzyknął, jednak ona nie zareagowała, nie odwróciła się, po prostu zniknęła za rogiem gubiąc po drodze swoje łzy, a chłopak się zatrzymał, wiedząc, że gdyby ją dogonił i tak by nic nie wskórał. - Przepraszam.
- Porozmawiaj z nią gdy się uspokoi. – usłyszała jeszcze głos Krukonki, skierowany do Ślizgona.


„Tak już w ludzkim życiu bywa,
Coś się kończy, coś zaczyna.”*

           
Kocham cię dwa słowa, a mają tak potężną moc, tak wiele znaczą. Potrafią zbudować coś pięknego, wspaniałego, opartego na szczęściu i silnym uczuciu do drugiej osoby… Potrafią również wszystko zaprzepaścić, zniszczyć szczęście, spokój i te wszystkie wspaniałe chwile, gdy zostaną wypowiedziane do niewłaściwej osoby… Kocham cię… tak wiele razy słyszała szczere „kocham” z jego ust skierowane do niej i to jeszcze nie tak dawno… wiedziała wtedy jego szczery uśmiech, skierowany do niej i iskry w jego oczach, patrzących na dziewczyną z uczuciem. Dlaczego więc to się stało? Czemu jego miłość do niej wygasła? Mimo, że była dość silną osobą płakała jak małe dziecko, gdy tylko poznała prawdę.
            W tej chwili leżała na łóżku w swoim dormitorium, z zamkniętym powiekami. Po jej głowie cały czas, nie dając jej spokoju, nieustannie krążyło wspomnienie wczorajszego dnia. Pod oczami czuła łzy, a na jej twarzy nadal widniały ślady po nich. Nie wyobrażała sobie, że kiedyś do tego dojdzie, że rozstanie się z Davidem, nie pomyślała, że to będzie tak cholernie boleć. Przecież tak bardzo kochała. Im bardziej ci zależy, tym bardziej boli… przeszło jej przez myśl. Przez kilka minut panowała cisza, a potem Hermiona zaczęła szeptać.
Nie załamię się,
Wiem, że kiedyś się z ciebie wyleczę.
Może nie na pstryknięcie palcami,
Może nie po tygodniu,
Ani miesiącu.
Czeka mnie wiele pustych dni, w których wciąż będzie się pojawiać twoja twarz.
Nie mogę wykreślić cię ze swojego życia,
Zbyt wiele mamy ze sobą wspólnego.
I nie powiem też 'jesteś w moim życiu zbędny'
Bo nie jesteś.
W gruncie rzeczy nikogo nie potrzebuje bardziej niż ciebie...
Ale wiem też, że…
…że  nigdy już nie będziesz mój**– zakończyła z bólem.
- Wybacz mi Hermiono – usłyszała głos. To był JEGO głos. Nawet nie wiedziała kiedy tu wszedł. Panowała taka cisza, a nie usłyszała otwieranych drzwi, ani jego kroków. Natychmiast otworzyła oczy, otarła łzy z twarzy i usiadła, spoglądając na niego.
- Nie chciałem cię zranić, nigdy. – mówił, a Hermiona nie przerywała mu, mimo, że miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz, jak ją zranił, jaki wielki ból jej sprawił, nie zrobiła tego. Wiedziała, że on chce jej to wytłumaczyć, dlatego pozwalała mu mówić, z całych sił starając się by nie stracić nad sobą panowania. – Od dawna czułem, że coś między nami jest nie tak, że z mojej strony coś się zmieniło, jednak nic ci nie mówiłem. Byłem pewny, że to zniknie, że to tylko jest przejściowe. – powiedział przerywając na chwilę, jakby szukając odpowiednich słów by móc mówić dalej .
- Potem poznałem Clarie. Zrozumiałem wtedy, że nie kocham już ciebie w TEN sposób, że moje uczucie do ciebie wygasło. Ona o wszystkim wiedziała, namawiała mnie, bym jak najszybciej wyznał ci prawdę, żeby nie pogarszać sytuacji, ale nie umiałem, nie potrafiłem się na to zdobyć, bo wiedziałem, że sprawię ci tym ogromny ból, ze cię potwornie zranię. Dla mnie też nie było to łatwe.
- Lepsza jest najgorsza prawda, niż najdoskonalsze kłamstwo. – wyszeptała brązowowłosa.
- Wiem. Ale zrozum mnie. Nadal jesteś dla mnie cholernie ważna, nadal cię kocham, ale jak siostrę…
- Rozumiem. – powiedziała Hermiona obojętnym tonem, krzycząc w myślach by to co teraz usłyszała, to co teraz się dzieje było tylko głupim snem, albo jakimś chorym żartem. – Proszę cię, wyjdź. – szepnęła, czując, że zbiera jej się na płacz.
- Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną, ale pozostańmy przyjaciółmi. – powiedział chłopak ignorując jej prośbę – Nie chcę cię stracić, nie chcę byś całkowicie się ode mnie odcinała. – powiedział
- Jasne. – mruknęła bez przekonania, sama nie wiedząc co powiedzieć – a teraz wyjdź. Proszę. – rzekła Hermiona świadoma tego, że oczy ma zaszklone łzami. Nie chciała płakać przy nim. Tym razem posłuchał jej prośby.
- Jeszcze kogoś znajdziesz, kogoś kto naprawdę będzie cię kochał...i przepraszam, wiedz, że zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. – powiedział stojąc już w drzwiach po czym je zamknął i pozostawił samą. Rozpłakała się. Masz rację, ktoś na pewno mnie pokocha. Ale czy ja będę potrafiła to ponownie zrobić?

            David wrócił do Pokoju Wspólnego Ślizgonów siadając obok swoich przyjaciół. Był markotny i prawie w ogóle się nie odzywał, a jeśli już to tylko krótko odpowiadał na czyjeś pytanie, by potem ponownie pogrążyć się w milczeniu. Czuł się źle z tym, że musiał zrobić to Hermionie, że musiał tak bardzo ją zranić. Jak on by się czuł gdyby to się jemu przydarzyło? Pewnie bolało by jak cholera, mógł jedynie wyobrażać sobie te potworne uczucie i mieć nadzieję, że jego była dziewczyna mu wybaczy to co zrobił. Dlaczego musiałem jej to zrobić?



*
            - Luna! Czyś ty do reszty oszalała? Powiedz mi, że żartujesz, że to Twoje kolejne dziwactwo..
- Nie, Nicole. Mówię jak najbardziej poważnie. – odparła Lovegood, hardo trzymając się swoich racji.
- Ty naprawdę oszalałaś. Porozmawiamy jak zmądrzejesz. – powiedziała panna Black i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
             Luna nie oszalała, jak to ujęła jej siostra. Dziewczyna już dawno doszła do wniosku, że nie powinna tak od razu wkraczać na ścieżkę zła i pogrzebywać swoje przekonania i wartości, w które dotychczas wierzyła i za nimi podążała. Bo dlaczego miała by to robić? Bo dowiedziała się, że jest dzieckiem śmierciożerców? Dlatego, że jej siostra jest po stronie ciemności i powinny być po tej samej stronie barykady? Kiedyś Luna powiedziała, że pomści swoich biologicznych rodziców, że zrobią to razem: ona i Nicole. Wtedy powiedziała to pod wpływem emocji. Dlaczego ma pomścić śmierć ludzi, których nawet nie znała, którzy byli śmierciożercami, z którymi walczyła od zawsze. Dlaczego? Bo to jej biologiczni rodzice? Trochę śmieszny to argument. Nie znała tych ludzi, byli jej całkowicie obcy, dopiero niedawno zrozumiała, że jej rodzicami zawsze byli, są i będą Lovegoodowie. Przez nich została wychowana.  Kochała ich. Kochała swojego zbzikowanego ojca i nie żyjącą już matkę. Po za tym nie może zrzec się doczesnych przekonań, to nie miało najmniejszego sensu…. Dlatego nie zmieni już swojej decyzji, miała tylko nadzieję, że jeśli dojdzie do walki, uniknie pojedynku z Nicole. 
Klamka zapadła, Luna wszystko zrozumiała i na dobre podjęła ostateczne decyzje, co do tego, po której stronie ma stanąć.

* tekst wzięty z opisu gg kolezanki.
** kiedyś znalezione gdzieś w otchłaniach internetu.

I jak???? Mam nadzieję, że nie trzasniecie mnie avadą za to, że rozdzieliłam Hermionę i Davida... I, że rozdział się spodoba. Ja osobiście jestem z niego zadowolona.
Chciałam jeszcze przeprosić Was za to, ze rozdział dopiero teraz, a nie w sobotę, wszystko wina problemów z internetem.
Starałam się poprawić błędy, ale jak coś znajdziecie to pisać, poprawię
Pozdrawiam, Cruciatrus 
:D

7 komentarzy:

  1. zanim zapomnę: "Po za tym nie może zrzec się doczesnych przekonań, yo nie miało najmniejszego sensu…" literówka - powinno być "to" a nie "yo":)
    A teraz do rzeczy. Zaprzyjaźniam się z Twoim opowiadaniem i spokojnie, dam radę i wszystko szybciutko nadrobię. Nie wiem jeszcze jaki był związek Hermiony i Davida, ale rozstania są zawsze smutne. Zwłaszcza, kiedy się kogoś kocha. Ale serce nie sługa. Miejmy nadzieje, że Hermiona znajdzie kogo odpowiedniego, kogoś, kto faktycznie ją pokocha i to całym sercem!
    Korzystam z okazji i zapraszam na nowy rozdział na zostan-ze--mna.blogspot.com :)
    Pozdrawiam,
    Eileen

    OdpowiedzUsuń
  2. Robisz postępy, Cruciatrusie. W niektórych zdaniach, poprawiłabym składnię. Nie martw się też mam z nią problemy. Fajny opisy, nie przyspieszasz akcji... lubię to. Nawet ciekawie, że Hermiona i David się rozstali. Nie dostaniesz Avadą, ale zmienię zdanie, gdy zobaczę, że Hermionie tak szybko wszystko przeszło i znowu jakiegoś gostka wymyślisz. Bardzo mi się podobało. A! I zobacz też do mnie. Napisałam kolejny rozdział, a mogłaś nie zauważyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:D
      Tak szybko jej nie przejdzie... o to możesz się nie martwić. :)
      Faktycznie nie zauważyłam, że wstawiłaś rozdział, dzięki, że powiadomiłaś.

      Usuń
  3. Twoje opowiadanie zostało zanalizowane na http://niezatapialna-armada.blogspot.com/2012/11/corki-lorda-podemorta-czyli-pomoz-tillu.html Zapraszamy.

    OdpowiedzUsuń
  4. No nareszcie! Dotarłam do 28 rozdziału, a jak sama wiesz trochę czytania było^^
    Cóż mogę rzec? Bardzo ciekawy pomysł na fanficka. Gdyby było inaczej nie czytałabym tych wszystkich postów. Ale to zrobiłam, bo bardzo mi się podobały.
    Choć robisz błędy językowe i stylistyczne, a czasami składniowe, to praca jest czarująca. Zupełnie inna. Bardzo mi się podoba. Czyta się lekko i płynnie, słowa przepływają przez umysł delikatnie jak zimny, górski strumień. Trzymam kciuki za Ciebie, a gdyby Ci się kiedyś nudziło http://intheblackrain.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzidka i zgrajo! Kwiczę :D

    Gratuluję ;)

    OdpowiedzUsuń