Epilog dedykuje Avadzie, która wreszcie doczekała się zlikwidowania naszego wroga numer jeden. Dziękuję Ci też za niektóre pomysły i za to, że przez kilka rozdziałów mogłyśmy razem pisać. Byłaś ze mną nie mal od samego początku i pomagałaś, dając dobre rady. Dziękuję.
Bitwa
w Hogwarcie trwała.Była to ostateczna bitwa. Miała zdecydować, która strona
obejmie władze w magicznej Anglii. Zaatakowano już po kilku minutach, które
minęły od zniknięcia Dumbledorea i Pottera. Zaczęła się ostra i krwawa walka. W
zamku, oprócz nauczycieli, dla bezpieczeństwa znajdowało kilkunastu członków
Zakonu Feniksa, którzy pilnowali porządku i patrolowali szkolne korytarze.
Minęły kolejne minuty od rozpoczęcia się ataku, a w szkole pojawił się cały
Zakon oraz kilkunastu aurorów z ministerstwa magii. Brakowało jedynie Harryego Pottera Albusa
Dumbledorea, przywódcy jasnej strony, który tak bardzo chciał pokonać Lorda
Voldemorta. Z minuty na minutę, walka stawała się coraz bardziej brutalna:
padało coraz więcej ciał martwych, bądź poranionych osób. Z różdżek czarodziei,
cały czas, w stronę przeciwników były wysyłane klątwy, jedna gorsza od drugiej.
Na błoniach było mnóstwo walczących, przeważały osoby w czarnych szatach i
maskach na twarzy. Słudzy Lorda Voldemorta mieli miażdżącą przewagę. Mimo to, obrońcy jasnej strony nie poddawali się.
***
Kilkadziesiąt minut po opuszczeniu Hogwartu, z
wielkim trudem, udało się zdobyć kolejnego horkruksa. Jednak eliksir zawarty w
misie z medalionem, ku zadowoleniu czarnowłosego był trucizną. Dyrektor został
osłabiony. Tuż przed bitwą. Wspaniale!
- pomyślał chłopak z blizną na czole gdy to spostrzegł.
Gdy tylko udało im się przedrzeć przez
niezliczone setki inferiusów i wydostać się z tych przeklętych skał, by wreszcie
znaleźć się na zewnątrz, przed jaskinią, starszy czarodziej zdołał ich
przeteleportować przed bramy Hogwartu. Starzec, mamrocząc pod nosem inkantacje,
zdjął zabezpieczenia z bramy i obaj wkroczyli na teren szkoły. To co zobaczyli
zwaliło z nóg dyrektora. Nie spodziewał się ataku dzisiaj. Zobaczył kolejną okrutną
bitwę, bitwę którą jego strona przegrywała. Na niebie, nad szkolnymi błoniami,
widniała czaszka z wężem – Mroczny Znak. Potter uśmiechnął się z satysfakcją na
ten widok i minę dyrektora.
Nim ktokolwiek, zdążył cokolwiek zrobić, rozległ się zimny,
szyderczy, mrożący krew w żyłach śmiech Lorda
Voldemorta. Czarny Pan zbliżał się w ich stronę, a za nim szły jego córki,
panna Snape, Malfoy, Lestrange i kilku innych, nieco starszych śmierciozerców.
- Dumbledore, naiwny głupcze –
powiedział z szyderstwem w głosie. – Myślałeś, że nie zaatakuje, że szkoła
będzie bezpieczna? – kolejny raz się zaśmiał. - Myliłeś się starcze. Przegrałeś wojnę – rzekł
ze zadowoleniem.
- Nie sądzę, Tom – odparł chłodno
dyrektor. – Mam twojego kolejnego horkruksa, a Harry kiedyś cię zabije.
- Czyżby? – zakpił Czarny Pan patrząc
na młodego Pottera. Harry odebrał to jako znak, że już czas by się wreszcie
ujawnić. Niech ten stary głupiec wreszcie pozna prawdę.
- Czas zacząć ostateczne starcie –
oświadczył młody Potter, ruszając w kierunku Voldemorta.
- Harry, nie! – powiedział Dumbledore
i kilka osób z Zakonu, które jeszcze żyły. Czarnowłosy, jednak dalej szedł w
stronę Czarnego Pana, nic nie robiąc sobie ze słów zakonników.
- Witaj, panie – rzekł, kłaniając się
lekko, następnie stanął po lewej stronie Lorda, uśmiechając się z satysfakcją.
Wiedział, że wprawi tym w osłupienie wszystkich obrońców jasnej strony. Nie
mylił się.
- To nie może być prawda – powiedział
zdezorientowany Dumbledore.
- To jest prawda – odparł dobitnie
Harry a potem szyderczo się zaśmiał. Dyrektor długo się nie namyślał i
zaatakował. Harry bez żadnego trudu odparł zaklęcie i sam zaczął atakować.
Walka trwała już od kilku minut.
Zaklęcia latały ze świstem w obie strony. Każde kolejne było gorsze od
poprzedniego.
- Harry, dlaczego to zrobiłeś? –
zapytał Dumbledore w ferworze walki. – Dlaczego dołączyłeś do Voldemorta?
Przecieś on zab…
- Myślałeś, że się nie dowiem?-
przerwał ze złością chłopak. - To ty zabiłeś mi rodziców. Wymyśliłeś tą całą
przepowiednie bym zniszczył Czarnego Pana, jednocześnie skazując mnie na pewną
śmierć. Wiem, że miałeś w planach pozbyć się mnie i moich przyjaciół. – mówił
chłodno, z jadem w głosie jednocześnie walcząc, posyłając w stronę starca coraz
to gorsze klątwy.
- Harry, oni kłamią – próbował się
jakoś bronić dyrektor, choć nie było to dosyć przekonywujące.
- Ty kłamiesz Dumbledore – warknął
Harry, który ledwo co uniknął klątwy tnącej, cisnąc tą samą w przeciwnika.
- Black! – warknął Czarny Pan, wtedy w
natychmiastowym tempie Nicole znalazła się obok. Wiedziała co powinna robić. Wyciągnęła ręce z otwartymi
dłońmi przed siebie, przymknęła oczy a po chwili zaczęła wytwarzać się tarcza.
Najpierw niezbyt wielka, która obejmowała zaledwie dłonie dziewczyny, a potem
coraz większa aż stała się ochroną dla Voldemorta, szóstki Ślizgonów i większej
części śmierciożerców stojących z nimi. Tarcza nie przepuszczała żadnych zaklęć od strony
przeciwników. Niestety jasna strona nie była gorsza. Niewiadomo skąd, obok Dumbledorea
nagle pojawiła się Luna Lovegood. Zrobiła to samo co jej bliźniaczka. Obie
dziewczyny doskonale potrafiły panować nad swą niespotykaną mocą, dlatego obie
tarcze wytworzone przez blondwłose były wyjątkowo silne i nie przepuszczały
żadnych zaklęć. Walka nie miała najmniejszego sensu, skoro klątwy żadnej ze
stron nie mogły dosięgnąć wroga. Przeciwnicy opuścili różdżki nie wiedząc co
zrobić. Jednak wtedy zaczęło się coś dziać. Dookoła
nich wytworzyły się jakieś ciemne opary. Po chwili, nad nimi pojawił się
Kryształ Ciemności, rozświetlony ciemny blaskiem. Reszta paczki zbliżyła się do
czarnowłosego, sami nie wiedzieli czemu to zrobili, ale w tamtej chwili,
stanęli dookoła unoszącego się nad nimi Kryształu i chwycili się za ręce. Nie
wiedzieli co to było, ale coś nimi kierowało, coś podpowiadało im, że właśnie
tak powinni zrobić. Nagle powietrze jakby zgęstniało… magia, potężna magia była
wyczuwalna w powietrzu, jeszcze intensywniej niż dotychczas, każdy musiał to
zauważyć. Wtedy z ust Hermiony wypłynęły słowa w nie znanym im języku, a potem
cała reszta zaczęła wypowiadać kolejne zdania.
- Quod semel divisæ sunt.
- Potentia
virtutis amittitur. – dodał Harry.
- Potestatem
magnam restituit – rzekła Łucja
- Vincere suo aduersario.*
– tym razem odezwał się Draco.
- Semel divisa,
nunc
restituti. – powiedział David.
- Oblitus verbum
dixit – dodała Ginny.
- Victus hostis
saecula.
– zakończył ku zdziwieniu wszystkich Voldemort.
Nikt nie wiedział co
te słowa oznaczały. Hermiona podejrzewała, że to owe słowa zapomniane, o których mówiła zjawa przy połączeniu Kryształu.
Poświata, która
znajdowała się dookoła artefaktu, stawała się coraz wyraźniejsza. Po niespełna
kilku sekundach Kryształ podzielił się na sześć części, a z jego wnętrza
wypłynęło, jasno zielony promień, bardzo podobny do avady kedavry. Jednak ten był dużo jaskrawszy, a wszyscy mogli
spojrzeć na niego jedynie przez ułamek sekundy, gdyż światło, które biło od
niego raziło w oczy. Przyjaciele natychmiast puścili swoje dłonie by móc
zasłonić wzrok. Owy promień skierował się w zszokowanego Albusa Dumbledorea,
trafiając go prosto w pierś. Wtedy rażący promień i Kryształ Ciemności, który
zdążył się połączyć powrotem, zniknął, tak jakby w ogóle się nie pojawił..
Wszystko wyglądało tak jak przed pojawieniem się artefaktu, z jedną różnicą:
dyrektor Hogwartu leżał martwy. Wśród śmierciożerców rozległy się okrzyki radości.
Na twarzach niedobitków z zakonu Feniksa pojawił się prawdziwy strach. Byli
skończeni. Przegrali.
- Stary Dumbledore nie żyje !
Poddajcie się nie macie szans – wykrzyknął Czarny Pan i znów zaśmiał się z
szyderstwem w głosie. Nie musiał tego mówić. Ci z jasnej strony, którzy nadal
trzymali się na nogach, doskonale o tym wiedzieli.
-NIGDY! – wykrzyknął Nevil Longbottom,
ledwo utrzymując się w pionie. – GWARDIA DUMBLEDOREA!!!
- Który to powiedział? – zapytał
rozeźlony Czarny Pan. – Pokaż się – rozkazał. Chłopak wystąpił z tłumu, bez
cienia strachu na twarzy. Nadal był gotów walczyć o lepsze jutro.
- Żadne z nas się do ciebie nie
przyłączy – wysyczał.
- Longbottom, tak? – zapytał szyderczo
Lord. – Odwaga to ważna cecha. Byłbyś wspaniałym śmierciożercą.
- Przyłączę się do ciebie gdy piekło
zamarznie. – Jednak Czarny Pan na te słowa ponownie się zaśmiał.
- Bellatrix, - rzekł zwracając się do
śmierciożerczyni – dokończ co zaczęłaś.
Kobieta o czarnych lokach i z
szaleńczym uśmiechem na twarzy, wystąpiła z tłumu zamaskowanych postaci w
szatach kolorze smoły, zbliżając się do chłopaka, który uniósł różdżkę, celując
w przeciwniczkę.
- Jak sobie życzysz, mój panie –
odparła. - Avada Kedavra. – Chłopak
nie zdołał uniknąć klątwy. Zielony promień trafił w Gryfona, sprawiając, że
jego serce przestało bić na zawsze, a jego oczy stały się puste, pozbawione już
jakichkolwiek uczuć.
- Tak skończą wszyscy głupcy, którzy
odważą mi się sprzeciwić – rzekł groźnie Lord Voldemort.
Kilka minut ciszy. Oczekiwania na
kolejne wydarzenia. Nikt nie wiedział co będzie dalej. Śmierciożercy czekali na
jakiś ruch swego pana, a niedobitki Zakonu bały się cokolwiek zrobić,
wiedzieli, że nie mieli żadnych szans i zapewne zaraz zginą. Nie mieli nawet
liczyć na jakąkolwiek łaskę. Nagle Hermionie, przypomniało się o jednej osobie,
która szczególnie zaszła im za skórę. Zaczęła rozglądać szukając pośród
stojących ludzi rudej czupryny. W końcu odnalazła tego, którego poszukiwała.
Stał obok Rosier, trzymając ją za rękę, a drugą dłoń zaciskając na różdżce.
Miał poszarpane szaty, a na twarzy zaschniętą krew. Dostrzegł spojrzenie
starszej panny Riddle, która uśmiechnęła się z satysfakcją. Chłopak przeraził
się widząc ten wyraz twarzy. Wiedział, że jego dawna przyjaciółka coś planuje i
niekonieczne będzie to coś dobrego dla niego. Rudzielec zauważył, że dziewczyna
odwraca się do swego ojca i cicho coś do
niego mówi. Po chwili Czarny Pan się uśmiechnął z satysfakcją. Również i on
spojrzał w stronę piegowatego. Chłopak już wiedział, że będą chcieli się
odegrać za to co im robił. Wpadł w poważne tarapaty.
- Weasley, – powiedział
władczo Voldemort – Podejdź tu.
Chłopak spojrzał się
szybko na swoją dziewczynę i puścił jej dłoń. Nie miał wyboru. Lekko utykając,
ruszył w stronę Voldemorta. Cała Gryfońska odwaga go opuściła. Był przerażony
jeszcze bardziej niż parę chwil temu, gdy dostrzegł spojrzenie starszej Riddle.
Stanął niepewnie przed czarownikiem z nadzieją, że zginie szybko i oszczędzą mu
tortur.
- Nie wybaczam zdrady,
Weasley – wysyczał wściekle Czarny Pan. – Crucio!
– promień klątwy torturującej uderzył w rudzielca, sprawiając, że ten upadł
na ziemię, wijąc się z bólu. Różdżka wyleciała mu z ręki. Nawet gdyby chciał
się bronić, nie miał na to żadnych szans. Weasley kilka razy dostał zaklęciem,
był już trochę poturbowany i wszystko go bolało, nawet w tych krótkich
chwilach, gdy nie był pod wpływem klątwy.
- Jest wasz – syknął Voldemort do swych córek i
ich przyjaciół. Hermiona podeszła jako pierwsza. Na jej twarzy widniał
niebezpieczny uśmiech, a oczy miała roziskrzone.
- Crucio! – Weasley obrywał tym zaklęciem oraz wieloma innymi równie przyjemnymi po kilka razy. Każde z paczki dorzuciło coś od siebie.
Rudzielec leżał ledwo żywy. Nawet nie miał siły się poruszyć. Ludzie z Zakonu,
którzy nadal pozostawali przy życiu, patrzyli na to z przerażeniem, nawet nikt
nie śmiał się temu sprzeciwić. Każde z nich pamiętało co się stało z
Longbottomem. Natomiast śmierciożercy byli bardzo zadowoleni. Oglądali to
wszystko z triumfem i szyderczymi uśmiechami.
- Dość! – zarządził
Voldemort po dobrej godzinie tortur. Podszedł bliżej do umierającego chłopaka.
– Zdrajcę zawsze czeka śmierć! – syknął. – Avada
kedavra Weasley.
-Nie! – rozległ się
zduszony krzyk Rosier. Czarny Pan popatrzył na nią z szyderczym uśmiechem i
wysyczał. – Zabić – rozkaz wykonał jakiś śmierciożerca, który był blisko
dziewczyny.
Ocalałych z Zakonu
Feniksa znalazło się nieco więcej niż na początku się wydawało. Wielu
podzieliło los Longbottoma, Weasleya i Rosier, jednak znaleźli się też tacy,
którzy odrzucili swoje dotychczasowe przekonania i za cenę życia podporządkowali
się śmierciożercom. Wojna się skończyła.
Cztery
lata później
Brązowowłosa pani Lestrange siedziała
na wygodnej kanapie oparta o swego męża. W ręku trzymała jedno ze zdjęć.
- To był wspaniały rok
– westchnęła patrząc na starą fotografię. Została wykonana kilka dni po bitwie w
szóstej klasie. Sześcioro uśmiechniętych nastolatków wygłupiali się i co
chwila machali do Hermiony oglądającej zdjęcie. Uśmiechnęła się na wspomnienie
z czasów szkoły. Po ostatecznej bitwie, gdzie oczywiście wygrała mroczna
strona, wiele się zmieniło. Ministrem został sam Lord Voldemort. Nieodpowiedni
urzędnicy zostali zwolnieni i zastąpieni nowymi. Czarna magia stała się
całkowicie legalna i nic nie groziło za używanie jej na co dzień. Oprócz tego
przeprowadzono wiele innych reform w prawie czarodziejskim jak i w Hogwarcie, w
którym władzę sprawuje Severus Snape.
Ostatni przeciwnicy Czarnego Pana zostali
zlikwidowani, przeżyli jedynie ci którzy się podporządkowali i nie sprawiali
żadnych kłopotów. Mniej więcej rok temu zabito ostatnich mugoli. Podział na
Anglię magiczną i niemagiczną został zlikwidowany, a czarodzieje mogli bez obaw
czarować w całym kraju.
Starsza panna Riddle powróciła do
Davida, a teraz od nie dawna mogła się cieszyć nowym nazwiskiem. Lestrange tak
naprawdę nigdy nie przestał kochać Hermiony, a Clarie Blake, w którą chłopak
był zapatrzony, od samego początku życzyła im śmierci. Ponieważ w jakiejś
części była willą, zdołała omotać Lestrangea. Mimo wszystko Hermiona mu
wybaczyła tym samym dowodząc, że ich miłość może przetrwać każdą próbę i
niepowodzenie.
Natomiast młodsza pana Riddle, zaraz po
skończeniu Hogwartu, co nie było wcale zaskoczeniem wyszła za Draconna.
Stworzyli szczęśliwy związek. Mieli dwuletnią córeczką Analissę, a teraz
oczekiwali kolejnej pociechy.
Również Harryemu i Łucji, mimo kryzysu
w pod koniec siódmej klasy, gdzie doszło do całkiem niezłej afery, układało się coraz
lepiej. Potter wreszcie zdecydował się oświadczyć pannie Snape, a teraz
planowali swój ślub.
Zmieniło się całkiem sporo, jednak
mimo to że wygrała ta zła strona, nawet te najgorsze zmiany wyszły na lepsze
dla świata magii. Nikt już nie musiał się martwić o nadchodzące jutro. Dla
całej Anglii nastały spokojne czasy.
* ( łac.) To co kiedyś podzielono, Moc potężną utracono. Moc wielka przywrócona, Przeciwnika swego pokona. Kiedyś podzielono, dziś przywrócono. Słowa zapomniane powiedziano, Wroga na zawsze pokonano.
Tak to koniec historii Sióstr Riddle. Mi samej ciężko jest w to uwierzyć Zaczynając to opowiadanie miałam kilka kiepskich rozdziałów, bez obmyślonej żadnej konkretnej fabuły. Pisałam to opowiadanie na żywioł i nigdy nie sądziłam, że je zakończę. Potem w mojej głowie zaczęły formować się nowe postacie, pojawił się Kryształ Ciemności i potem jakoś się potoczyło, że miałam coraz więcej pomysłów na to opowiadanie. Tak naprawdę jest to moje pierwsze potterowskie opowiadanie, które kiedykolwiek zaczęłam czytać i jestem zadowolona, że dotrwałam aż do końca. Po tych ośmiu miesiącach pisania tego bloga naprawdę ciężko jest zakończyć tą historię...
Chciałam wszystkim bardzo podziękować za to, że byli tu ze mną, że czytaliście moje opowiadanie. Wszystkim komentującym, wasze uwagi, rady czy słowa krytyki były naprawdę pomocne, a każdy komentarz motywuje do dalszego pisania.
W sobotę i w niedzielę, kiedy zazwyczaj pojawiały się rozdziały, z uśmiechem na twarzy obserwowałam jak rosły statystyki. Wiedziałam. że ktoś to jednak czyta, nawet jeśli nie komentuje. Dlatego dziękuję również i tobie anonimowy czytelniku, który nigdy nie zostawiłeś żadnego śladu obecności, za to, że byłeś tu i razem ze mną przeżywałeś historie bohaterów.
Dziękuję ze byliście :*
Teraz możecie znaleźć mnie na Córce Zła i Ginevrze Riddle. < Linki obok>
Jeśli dotrwaliście jeszcze do tego momentu mojego ględzenia, to chciałam wszystkim życzyć wesołych, ciepłych i radosnych świąt, spędzonych w gronie najbliższych. Bogatego Mikołaja, < chociaż Ci którzy byli, a nie skomentowali ani razu, powinni rózgi dostać ;D > szczęśliwego Nowego Roku i ogólnie wszystkiego, czego sobie będziecie sobie życzyć.
Pozdrawiam
Wasza Cruciatrus.