poniedziałek, 24 grudnia 2012

Epilog



       Epilog dedykuje Avadzie, która wreszcie doczekała się zlikwidowania naszego wroga numer jeden. Dziękuję Ci też za niektóre  pomysły i za to, że przez kilka rozdziałów mogłyśmy razem pisać. Byłaś ze mną nie mal od samego początku i pomagałaś, dając dobre rady. Dziękuję.

     Bitwa w Hogwarcie trwała.Była to ostateczna bitwa. Miała zdecydować, która strona obejmie władze w magicznej Anglii. Zaatakowano już po kilku minutach, które minęły od zniknięcia Dumbledorea i Pottera. Zaczęła się ostra i krwawa walka. W zamku, oprócz nauczycieli, dla bezpieczeństwa znajdowało kilkunastu członków Zakonu Feniksa, którzy pilnowali porządku i patrolowali szkolne korytarze. Minęły kolejne minuty od rozpoczęcia się ataku, a w szkole pojawił się cały Zakon oraz kilkunastu aurorów z ministerstwa magii. Brakowało jedynie Harryego Pottera Albusa Dumbledorea, przywódcy jasnej strony, który tak bardzo chciał pokonać Lorda Voldemorta. Z minuty na minutę, walka stawała się coraz bardziej brutalna: padało coraz więcej ciał martwych, bądź poranionych osób. Z różdżek czarodziei, cały czas, w stronę przeciwników były wysyłane klątwy, jedna gorsza od drugiej. Na błoniach było mnóstwo walczących, przeważały osoby w czarnych szatach i maskach na twarzy. Słudzy Lorda Voldemorta mieli miażdżącą przewagę. Mimo to, obrońcy jasnej strony nie poddawali się.

***

             Kilkadziesiąt minut po opuszczeniu Hogwartu, z wielkim trudem, udało się zdobyć kolejnego horkruksa. Jednak eliksir zawarty w misie z medalionem, ku zadowoleniu czarnowłosego był trucizną. Dyrektor został osłabiony. Tuż przed bitwą. Wspaniale! - pomyślał chłopak z blizną na czole gdy to spostrzegł.
Gdy tylko udało im się przedrzeć przez niezliczone setki inferiusów i wydostać się z tych przeklętych skał, by wreszcie znaleźć się na zewnątrz, przed jaskinią, starszy czarodziej zdołał ich przeteleportować przed bramy Hogwartu. Starzec, mamrocząc pod nosem inkantacje, zdjął zabezpieczenia z bramy i obaj wkroczyli na teren szkoły. To co zobaczyli zwaliło z nóg dyrektora. Nie spodziewał się ataku dzisiaj. Zobaczył kolejną okrutną bitwę, bitwę którą jego strona przegrywała. Na niebie, nad szkolnymi błoniami, widniała czaszka z wężem – Mroczny Znak. Potter uśmiechnął się z satysfakcją na ten widok i minę dyrektora.
Nim ktokolwiek,  zdążył cokolwiek zrobić, rozległ się zimny, szyderczy, mrożący krew w  żyłach śmiech Lorda Voldemorta. Czarny Pan zbliżał się w ich stronę, a za nim szły jego córki, panna Snape, Malfoy, Lestrange i kilku innych, nieco starszych śmierciozerców.
- Dumbledore, naiwny głupcze – powiedział z szyderstwem w głosie. – Myślałeś, że nie zaatakuje, że szkoła będzie bezpieczna? – kolejny raz się zaśmiał. -  Myliłeś się starcze. Przegrałeś wojnę – rzekł ze zadowoleniem.
- Nie sądzę, Tom – odparł chłodno dyrektor. – Mam twojego kolejnego horkruksa, a Harry kiedyś cię zabije.
- Czyżby? – zakpił Czarny Pan patrząc na młodego Pottera. Harry odebrał to jako znak, że już czas by się wreszcie ujawnić. Niech ten stary głupiec wreszcie pozna prawdę.
- Czas zacząć ostateczne starcie – oświadczył młody Potter, ruszając w kierunku Voldemorta.
- Harry, nie! – powiedział Dumbledore i kilka osób z Zakonu, które jeszcze żyły. Czarnowłosy, jednak dalej szedł w stronę Czarnego Pana, nic nie robiąc sobie ze słów zakonników.
- Witaj, panie – rzekł, kłaniając się lekko, następnie stanął po lewej stronie Lorda, uśmiechając się z satysfakcją. Wiedział, że wprawi tym w osłupienie wszystkich obrońców jasnej strony. Nie mylił się.
- To nie może być prawda – powiedział zdezorientowany Dumbledore.
- To jest prawda – odparł dobitnie Harry a potem szyderczo się zaśmiał. Dyrektor długo się nie namyślał i zaatakował. Harry bez żadnego trudu odparł zaklęcie i sam zaczął atakować.
Walka trwała już od kilku minut. Zaklęcia latały ze świstem w obie strony. Każde kolejne było gorsze od poprzedniego.
- Harry, dlaczego to zrobiłeś? – zapytał Dumbledore w ferworze walki. – Dlaczego dołączyłeś do Voldemorta? Przecieś on zab…
- Myślałeś, że się nie dowiem?- przerwał ze złością chłopak. - To ty zabiłeś mi rodziców. Wymyśliłeś tą całą przepowiednie bym zniszczył Czarnego Pana, jednocześnie skazując mnie na pewną śmierć. Wiem, że miałeś w planach pozbyć się mnie i moich przyjaciół. – mówił chłodno, z jadem w głosie jednocześnie walcząc, posyłając w stronę starca coraz to gorsze klątwy.
- Harry, oni kłamią – próbował się jakoś bronić dyrektor, choć nie było to dosyć przekonywujące.
- Ty kłamiesz Dumbledore – warknął Harry, który ledwo co uniknął klątwy tnącej, cisnąc tą samą w przeciwnika.
- Black! – warknął Czarny Pan, wtedy w natychmiastowym tempie Nicole znalazła się obok.  Wiedziała co powinna robić. Wyciągnęła ręce z otwartymi dłońmi przed siebie, przymknęła oczy a po chwili zaczęła wytwarzać się tarcza. Najpierw niezbyt wielka, która obejmowała zaledwie dłonie dziewczyny, a potem coraz większa aż stała się ochroną dla Voldemorta, szóstki Ślizgonów i większej części śmierciożerców stojących z nimi. Tarcza nie przepuszczała żadnych zaklęć od strony przeciwników. Niestety jasna strona nie była gorsza. Niewiadomo skąd, obok Dumbledorea nagle pojawiła się Luna Lovegood. Zrobiła to samo co jej bliźniaczka. Obie dziewczyny doskonale potrafiły panować nad swą niespotykaną mocą, dlatego obie tarcze wytworzone przez blondwłose były wyjątkowo silne i nie przepuszczały żadnych zaklęć. Walka nie miała najmniejszego sensu, skoro klątwy żadnej ze stron nie mogły dosięgnąć wroga. Przeciwnicy opuścili różdżki nie wiedząc co zrobić. Jednak wtedy zaczęło się coś dziać. Dookoła nich wytworzyły się jakieś ciemne opary. Po chwili, nad nimi pojawił się Kryształ Ciemności, rozświetlony ciemny blaskiem. Reszta paczki zbliżyła się do czarnowłosego, sami nie wiedzieli czemu to zrobili, ale w tamtej chwili, stanęli dookoła unoszącego się nad nimi Kryształu i chwycili się za ręce. Nie wiedzieli co to było, ale coś nimi kierowało, coś podpowiadało im, że właśnie tak powinni zrobić. Nagle powietrze jakby zgęstniało… magia, potężna magia była wyczuwalna w powietrzu, jeszcze intensywniej niż dotychczas, każdy musiał to zauważyć. Wtedy z ust Hermiony wypłynęły słowa w nie znanym im języku, a potem cała reszta zaczęła wypowiadać kolejne zdania.
- Quod semel divisæ sunt.
- Potentia virtutis amittitur. – dodał Harry.
- Potestatem magnam restituit – rzekła Łucja
- Vincere suo aduersario.* – tym razem odezwał się Draco.
- Semel divisa, nunc restituti. – powiedział David.
- Oblitus verbum dixit – dodała Ginny.
- Victus hostis saecula. – zakończył ku zdziwieniu wszystkich Voldemort.
Nikt nie wiedział co te słowa oznaczały. Hermiona podejrzewała, że to owe słowa zapomniane, o których mówiła zjawa przy połączeniu Kryształu.
Poświata, która znajdowała się dookoła artefaktu, stawała się coraz wyraźniejsza. Po niespełna kilku sekundach Kryształ podzielił się na sześć części, a z jego wnętrza wypłynęło, jasno zielony promień, bardzo podobny do avady kedavry. Jednak ten był dużo jaskrawszy, a wszyscy mogli spojrzeć na niego jedynie przez ułamek sekundy, gdyż światło, które biło od niego raziło w oczy. Przyjaciele natychmiast puścili swoje dłonie by móc zasłonić wzrok. Owy promień skierował się w zszokowanego Albusa Dumbledorea, trafiając go prosto w pierś. Wtedy rażący promień i Kryształ Ciemności, który zdążył się połączyć powrotem, zniknął, tak jakby w ogóle się nie pojawił.. Wszystko wyglądało tak jak przed pojawieniem się artefaktu, z jedną różnicą: dyrektor Hogwartu leżał martwy. Wśród śmierciożerców rozległy się okrzyki radości. Na twarzach niedobitków z zakonu Feniksa pojawił się prawdziwy strach. Byli skończeni. Przegrali.
- Stary Dumbledore nie żyje ! Poddajcie się nie macie szans – wykrzyknął Czarny Pan i znów zaśmiał się z szyderstwem w głosie. Nie musiał tego mówić. Ci z jasnej strony, którzy nadal trzymali się na nogach, doskonale o tym wiedzieli.
-NIGDY! – wykrzyknął Nevil Longbottom, ledwo utrzymując się w pionie. – GWARDIA DUMBLEDOREA!!!
- Który to powiedział? – zapytał rozeźlony Czarny Pan. – Pokaż się – rozkazał. Chłopak wystąpił z tłumu, bez cienia strachu na twarzy. Nadal był gotów walczyć o lepsze jutro.
- Żadne z nas się do ciebie nie przyłączy – wysyczał.
- Longbottom, tak? – zapytał szyderczo Lord. – Odwaga to ważna cecha. Byłbyś wspaniałym śmierciożercą.
- Przyłączę się do ciebie gdy piekło zamarznie. – Jednak Czarny Pan na te słowa ponownie się zaśmiał.
- Bellatrix, - rzekł zwracając się do śmierciożerczyni – dokończ co zaczęłaś.
Kobieta o czarnych lokach i z szaleńczym uśmiechem na twarzy, wystąpiła z tłumu zamaskowanych postaci w szatach kolorze smoły, zbliżając się do chłopaka, który uniósł różdżkę, celując w przeciwniczkę.
- Jak sobie życzysz, mój panie – odparła. - Avada Kedavra. – Chłopak nie zdołał uniknąć klątwy. Zielony promień trafił w Gryfona, sprawiając, że jego serce przestało bić na zawsze, a jego oczy stały się puste, pozbawione już jakichkolwiek uczuć.
- Tak skończą wszyscy głupcy, którzy odważą mi się sprzeciwić – rzekł groźnie Lord Voldemort.



            Kilka minut ciszy. Oczekiwania na kolejne wydarzenia. Nikt nie wiedział co będzie dalej. Śmierciożercy czekali na jakiś ruch swego pana, a niedobitki Zakonu bały się cokolwiek zrobić, wiedzieli, że nie mieli żadnych szans i zapewne zaraz zginą. Nie mieli nawet liczyć na jakąkolwiek łaskę. Nagle Hermionie, przypomniało się o jednej osobie, która szczególnie zaszła im za skórę. Zaczęła rozglądać szukając pośród stojących ludzi rudej czupryny. W końcu odnalazła tego, którego poszukiwała. Stał obok Rosier, trzymając ją za rękę, a drugą dłoń zaciskając na różdżce. Miał poszarpane szaty, a na twarzy zaschniętą krew. Dostrzegł spojrzenie starszej panny Riddle, która uśmiechnęła się z satysfakcją. Chłopak przeraził się widząc ten wyraz twarzy. Wiedział, że jego dawna przyjaciółka coś planuje i niekonieczne będzie to coś dobrego dla niego. Rudzielec zauważył, że dziewczyna odwraca się  do swego ojca i cicho coś do niego mówi. Po chwili Czarny Pan się uśmiechnął z satysfakcją. Również i on spojrzał w stronę piegowatego. Chłopak już wiedział, że będą chcieli się odegrać za to co im robił. Wpadł w poważne tarapaty.
- Weasley, – powiedział władczo Voldemort – Podejdź tu.
Chłopak spojrzał się szybko na swoją dziewczynę i puścił jej dłoń. Nie miał wyboru. Lekko utykając, ruszył w stronę Voldemorta. Cała Gryfońska odwaga go opuściła. Był przerażony jeszcze bardziej niż parę chwil temu, gdy dostrzegł spojrzenie starszej Riddle. Stanął niepewnie przed czarownikiem z nadzieją, że zginie szybko i oszczędzą mu tortur.
- Nie wybaczam zdrady, Weasley – wysyczał wściekle Czarny Pan. – Crucio! – promień klątwy torturującej uderzył w rudzielca, sprawiając, że ten upadł na ziemię, wijąc się z bólu. Różdżka wyleciała mu z ręki. Nawet gdyby chciał się bronić, nie miał na to żadnych szans. Weasley kilka razy dostał zaklęciem, był już trochę poturbowany i wszystko go bolało, nawet w tych krótkich chwilach, gdy nie był pod wpływem klątwy.
-  Jest wasz – syknął Voldemort do swych córek i ich przyjaciół. Hermiona podeszła jako pierwsza. Na jej twarzy widniał niebezpieczny uśmiech, a oczy miała roziskrzone.
- Crucio! – Weasley obrywał tym zaklęciem oraz wieloma innymi równie przyjemnymi po kilka razy. Każde z paczki dorzuciło coś od siebie. Rudzielec leżał ledwo żywy. Nawet nie miał siły się poruszyć. Ludzie z Zakonu, którzy nadal pozostawali przy życiu, patrzyli na to z przerażeniem, nawet nikt nie śmiał się temu sprzeciwić. Każde z nich pamiętało co się stało z Longbottomem. Natomiast śmierciożercy byli bardzo zadowoleni. Oglądali to wszystko z triumfem i szyderczymi uśmiechami.
- Dość! – zarządził Voldemort po dobrej godzinie tortur. Podszedł bliżej do umierającego chłopaka. – Zdrajcę zawsze czeka śmierć! – syknął. – Avada kedavra Weasley.
-Nie! – rozległ się zduszony krzyk Rosier. Czarny Pan popatrzył na nią z szyderczym uśmiechem i wysyczał. – Zabić – rozkaz wykonał jakiś śmierciożerca, który był blisko dziewczyny.
Ocalałych z Zakonu Feniksa znalazło się nieco więcej niż na początku się wydawało. Wielu podzieliło los Longbottoma, Weasleya i Rosier, jednak znaleźli się też tacy, którzy odrzucili swoje dotychczasowe przekonania i za cenę życia podporządkowali się śmierciożercom. Wojna się skończyła. 


Cztery lata później

            Brązowowłosa pani Lestrange siedziała na wygodnej kanapie oparta o swego męża. W ręku trzymała jedno ze zdjęć.
- To był wspaniały rok – westchnęła patrząc na starą fotografię. Została wykonana kilka dni po bitwie w szóstej klasie. Sześcioro uśmiechniętych nastolatków wygłupiali się i co chwila machali do Hermiony oglądającej zdjęcie. Uśmiechnęła się na wspomnienie z czasów szkoły. Po ostatecznej bitwie, gdzie oczywiście wygrała mroczna strona, wiele się zmieniło. Ministrem został sam Lord Voldemort. Nieodpowiedni urzędnicy zostali zwolnieni i zastąpieni nowymi. Czarna magia stała się całkowicie legalna i nic nie groziło za używanie jej na co dzień. Oprócz tego przeprowadzono wiele innych reform w prawie czarodziejskim jak i w Hogwarcie, w którym władzę sprawuje Severus Snape.
 Ostatni przeciwnicy Czarnego Pana zostali zlikwidowani, przeżyli jedynie ci którzy się podporządkowali i nie sprawiali żadnych kłopotów. Mniej więcej rok temu zabito ostatnich mugoli. Podział na Anglię magiczną i niemagiczną został zlikwidowany, a czarodzieje mogli bez obaw czarować w całym kraju.
            Starsza panna Riddle powróciła do Davida, a teraz od nie dawna mogła się cieszyć nowym nazwiskiem. Lestrange tak naprawdę nigdy nie przestał kochać Hermiony, a Clarie Blake, w którą chłopak był zapatrzony, od samego początku życzyła im śmierci. Ponieważ w jakiejś części była willą, zdołała omotać Lestrangea. Mimo wszystko Hermiona mu wybaczyła tym samym dowodząc, że ich miłość może przetrwać każdą próbę i niepowodzenie.  
             Natomiast młodsza pana Riddle, zaraz po skończeniu Hogwartu, co nie było wcale zaskoczeniem wyszła za Draconna. Stworzyli szczęśliwy związek. Mieli dwuletnią córeczką Analissę, a teraz oczekiwali kolejnej pociechy.
            Również Harryemu i Łucji, mimo kryzysu w pod koniec siódmej klasy, gdzie doszło do całkiem niezłej afery, układało się coraz lepiej. Potter wreszcie zdecydował się oświadczyć pannie Snape, a teraz planowali swój ślub.
            Zmieniło się całkiem sporo, jednak mimo to że wygrała ta zła strona, nawet te najgorsze zmiany wyszły na lepsze dla świata magii. Nikt już nie musiał się martwić o nadchodzące jutro. Dla całej Anglii nastały spokojne czasy.

* ( łac.) To co kiedyś podzielono, Moc potężną utracono. Moc wielka przywrócona, Przeciwnika swego pokona. Kiedyś podzielono, dziś przywrócono. Słowa zapomniane powiedziano, Wroga na zawsze pokonano.



 Tak to koniec historii Sióstr Riddle. Mi samej ciężko jest w to uwierzyć Zaczynając to opowiadanie miałam kilka  kiepskich rozdziałów, bez obmyślonej żadnej konkretnej fabuły. Pisałam to opowiadanie na żywioł i nigdy nie sądziłam, że je zakończę. Potem w mojej głowie zaczęły formować się nowe postacie, pojawił się Kryształ Ciemności i potem jakoś się potoczyło, że miałam coraz więcej pomysłów na to opowiadanie. Tak naprawdę jest to moje pierwsze potterowskie opowiadanie, które kiedykolwiek zaczęłam czytać i jestem zadowolona, że dotrwałam aż do końca. Po tych ośmiu miesiącach pisania tego bloga naprawdę ciężko jest zakończyć tą historię...
Chciałam wszystkim bardzo podziękować za to, że byli tu ze mną, że czytaliście moje opowiadanie. Wszystkim komentującym, wasze uwagi, rady czy słowa krytyki były naprawdę pomocne, a każdy komentarz motywuje do dalszego pisania.
W sobotę i w niedzielę, kiedy zazwyczaj pojawiały się rozdziały, z uśmiechem na twarzy obserwowałam jak rosły statystyki. Wiedziałam. że ktoś to jednak czyta, nawet jeśli nie komentuje. Dlatego dziękuję również i tobie anonimowy czytelniku, który nigdy nie zostawiłeś żadnego śladu obecności, za to, że byłeś tu i razem ze mną przeżywałeś historie bohaterów.
Dziękuję ze byliście :*
Teraz możecie znaleźć mnie na Córce Zła  i Ginevrze Riddle. < Linki obok>

Jeśli dotrwaliście jeszcze do tego momentu mojego ględzenia, to chciałam wszystkim życzyć wesołych, ciepłych i radosnych świąt, spędzonych w gronie najbliższych. Bogatego Mikołaja, < chociaż Ci którzy byli, a nie skomentowali ani razu, powinni rózgi dostać ;D >  szczęśliwego Nowego Roku i ogólnie wszystkiego, czego sobie będziecie sobie życzyć.
Pozdrawiam
Wasza Cruciatrus.

sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział XXX



            W tym samym czasie, gdy Potter i Lestrange udali się na zadanie, w Hogwarcie, w na siódmym piętrze, gdzie między innymi znajdował się gabinet dyrektora, znajdowało się w nim dwóch mężczyzn, którzy byli nauczycielami w tejże szkole. Jeden z nich, siwobrody starzec, z okularami połówkami osadzonymi na jego przekrzywionym nosie, który siedział za biurkiem na swym wygodnym fotelu, i drugi, młodszy z czarnymi, wiecznie tłustymi włosami i o haczykowatym nosie. Pierwszy był tym do którego owy gabinet należał, a w tej chwili słuchał tego co Mistrz Eliksirów ma mu do powiedzenia na temat jego decyzji.
- Myślisz, że jest to dobry pomysł? – zapytał ze spokojem. – Czarny Pan wkrótce, niewykluczone, że nawet dziś, planuje atak na Hogwart.
- Czy oznajmił wam, że chce to zrobić właśnie dzisiaj? – zapytał również spokojnie Dumbledore.
- Nie – skłamał gładko Snape.
- Więc nie widzę żadnych przeciwwskazań, Severusie. Szkoła będzie bezpieczna – zapewnił.
Żebyś się jeszcze nie zdziwił, Dumbledore – pomyślał Snape.
- Jak uważasz – rzekł chłodno. Następnie wstał i wyszedł z gabinetu. Udał się do Czarnego Pana by powiadomić go o zamiarach dyrektora.


***
            Droga do osady wspomnianej przez Diego, nie była zbyt długa, ale nadal bardzo kręta. Chłopcy, kilka razy się zatrzymywali, ponieważ było dość sporo Serafisów i teraz mieli już ich wystarczającą ilość, a nawet nadmiar.
            Stary Obóz nie wyglądał zbyt zachęcająco. Wszystko było drewniane, a większość chat wyglądało na stare i jakby miały za chwile się rozlecieć. Jedynie zamek znajdujący się na środku tego obozu był murowany. Mieszkali w nim sami magowie, magnaci i strażnicy. Krótko mówiąc elita Starego Obozu. Natomiast poza murami, w zwykłych drewnianych chatach, zamieszkiwali tak zwani Kopacze i Cienie, cokolwiek miało to oznaczać.
Ślizgonom, udało się zająć jedną z nie wielu pustych chat. Jej wnętrze wyglądem odstraszało tak samo jak na zewnątrz: na ścianach zwykłe do tego krzywe deski, na lewo od drzwi, stało liche pojedyncze łóżko, a obok pusta skrzynia. Na środku stał drewniany stół z dwoma pieńkami służącymi jako stołki. Wszędzie było mnóstwo kurzu, w rogach pajęcze sieci, a na podłodze walały się drzazgi. Nie wyglądało to zbyt zachęcająco. Jednak chłopcy, nie skupiali się na wygodach, a zadaniu, które musieli wykonać, aby jak najszybciej móc powrócić do Hogwartu.
Kilkoma prostymi zaklęciami, zabezpieczyli chatę przed nieproszonymi gośćmi, postanowili, że tam zostawią wszystkie zebrane składniki i zaczną warzyć eliksir.

***


            Niezbyt gęsty las, zarośnięty grubymi kilku wiekowymi drzewami. Niesamowicie mroczny, niebezpieczny i pełen przeróżnych stworzeń. To był Zakazany Las. Na skraju tego lasu, jednak nie od strony hogwardzkich błoni, a drugiej, gdzie tereny szkoły już nie sięgały, zebrała się bardzo liczna armia składająca się z śmierciożerców, wampirów i wilkołaków. Lord Voldemort, wraz ze swoją armią, miał zamiar dostać się do Hogwartu właśnie od strony lasu. Czekał tylko na znak. Wiedział, że Dumbledore opuszcza szkołę, a on nie może przepuścić takiej okazji.
- Wierni sprzymierzeńcy! – powiedział do nich donośnym, ale jak zwykle zimnym głosem. – Dzisiaj, zdobędziemy Hogwart. Jedyną twierdzę jasnej strony. Wygramy i na zawsze wyplenimy szlamy i mugoli z tego świata – panowało milczenie, nikt nie ośmielił się mu przerwać. Jednak te słowa, jeszcze bardziej ich zmotywowały do walki. Tego właśnie pragną. Wolności. Pragną uwolnić się od szlam i mugoli. Na zawsze.

***

            Następnego dnia, zaczęli się rozglądać za kolejnymi składnikami, po pytali się obozowych ludzi gdzie, poszczególne ingrediencje mogą znaleźć. Znalezienie wszystkiego, zajęło im trzy dni. Nie było łatwo, tak jak w przypadku Serafisów,  by zdobyć kolejne składniki bardzo często musieli się narażać. Na przykład, gdy musieli iść aż na drugi koniec tej całej koloni, by zdobyć Bagienne Ziele*, które jak sama nazwa wskazuje rośnie na bagnach, omal wtedy nie zginęli. Na tych moczarach aż roiło się od wielkich wężowatych, a zarazem jaszczuro-podobnych gadów. Gdyby nie interwencja jednego ze strażników tamtejszego Obozu, było by po nich. Takich sytuacji podobnych do tej było kilka. Jednak teraz zostało im się jedynie uwarzyć eliksir, co mogłoby się wydawać niezbyt trudne, ale patrząc z perspektywy Ślizgonów, było to cholernie trudne. Obaj byli słabi w eliksirach.

***

            - Przepraszam – rozległ się nagle głos małej dziewczynki. – Mam wiadomość dla Harry’ego Pottera, gdzie go mogę znaleźć. Przyjaciele popatrzyli się po sobie, nie wiedząc co zrobić. W końcu wykazała się zdrowym rozsądkiem i się odezwała.
- Daj tę wiadomość. Przekażę mu.
- Ale ja miałam to jemu dać.
- Jestem jego przyjaciółką, możesz być pewna, że Harry dostanie tą wiadomość.
Dziewczynka nie pewnie się na nią popatrzyła, ale przekazała brązowowłosej rulonik pergaminu, a potem odeszła.
- To od Dumbledore’a! – wykrzyknęła Ślizgonka – Musi się u niego zjawić najszybciej jak tylko może.
- W takim razie teraz nie może – stwierdziła Ginny.

***

- Gotowe – powiedzieli jednocześnie Ślizgoni, wrzucają ostatnie ziarno Czuraczka nadwodnego**.
- Teraz kolor powinien być.. – zaczął David, zerkając do receptury.
- JEST! – wykrzyknął Harry
- …przezroczysty – dokończył Lestrange. Taki właśnie kolor wywar przybrał. To oznaczało, że udało im się. Przelali eliksir do fiolek, które wcześniej transmutowali z leżących na podłodze drzazg. Przed nimi pojawiły się ostatnie fragmenty Kryształu Ciemności. Momentalnie obaj znaleźli się u Athy. Po kilku sekundach, pojawiła się tam również Anastasia i reszta przyjaciół.
- David! Harry! – wykrzyknęła Hermiona i obu przyjaciołom rzuciła się na szyje. Pozostali również się przywitali, jednak nie zareagowali aż tak emocjonalnie jak brązowowłosa.
- Hermiono, spokojnie – powiedziała rozbawiona Anastasia. – Nie widziałaś ich zaledwie kilka godzin.
- Godzin? – zdziwił się Harry.
- Nie było nas osiem dni. – powiedział David.
- Rzuciłam Pętlę Czasu – wyjaśniła Atha. - Tu minęły zaledwie trzy godziny, a tam osiem dni. Gotowi by połączyć Kryształ Ciemności? – zapytała po kilku chwilach. Wszyscy skinęli głowami.  Wtedy przed nimi pojawiły się zdobyte przez nich części. Atha machnęła ręką, a przed nią zmaterializowała się się kamienna misa bardzo przypominająca myślodsiewnie.
- Wlejcie tu sześć fiolek – poleciła. – Dokładnie tyle ile jest części Kryształu.
Kiedy jej polecenie zostało wykonane, nimfa kazała włożyć do eliksiru fragmenty artefaktu. Również i to wykonali bez zbędnych pytań.
- Stańcie dookoła nas, chwyćcie się mocno za ręce i skupcie się na tym by Kryształ Ciemności się połączył – zrobili co kazała.
Atha i Anastasia wyciągnęły prawe ręce nad misą, a lewą dłonią dotknęły miejsca, gdzie znajdowały się ich czarne krople. Po chwili, równo, mocnymi i pewnymi głosami zaczęły wypowiadać inkantacje w jakimś dziwnym języku. Po kilku sekundach, z dłoni nimf zaczęło się wydobywać mroczne światło i wpadało prosto do misy. W pewnym momencie,  obok Athy i Anastasi pojawiła się piękna, biała zjawa. To była ta sama zjawa, która znalazła się w zadaniu Hermiony, Łucji i Dracona. Paczce zaparło dech w piersiach. Coś w jej wyglądzie onieśmielało. Cala emanowała dziwną, niespotykaną mocą. Ciemną mocą, czarną magią mimo, że była tak jasna. To wszystko tworzyło kontrast. Białowłosa uczyniła to samo co nimfy. I z jej dłoni wypłynęło owe mroczne światło, jednak tym razem o wiele silniejsze, niż to wcześniejsze. Nagle zjawa się odezwała, jednak ku zdziwieniu przyjaciół zrozumieli ją.

To co kiedyś podzielono,
Moc potężną utracono.
Niech z większą siłą powróci,
Przeciwnika w proch obróci.
To co dawniej podzielono
Teraz znów połączono.

Po ostatnim słowie, z dłoni zjawy i nim nic już się nie wydobywało. Białowłosa momentalnie zniknęła, a nimfy upadły na posadzkę, nieco osłabione.
Połączony już kryształ Ciemności uniósł się odrobinę nad misę, emanowało z niego potężną mocą, czarna magia rozchodziła się wszędzie dookoła nich, a sam Kryształ świecił się czarną poświatą. Nagle to wszystko ustało, a artefakt delikatnie opadł na dnie misy, w której nie było już ani kropli eliksiru. Wtedy i nimfy odzyskały swe siły i udało i się wstać.
- Udało się. – powiedziała radośnie Atha. – Powinniście już wracać. Gdy będziecie potrzebować Kryształu, on sam się pojawi. Będziecie musieli powtarzać jakieś zaklęcie by moc się uaktywniła czy coś takiego.  A teraz wróćcie do Hogwartu.

***

- CO?!!! – wykrzyknął Harry, gdy dowiedział się, że ma się udać do Dumbeldorea. –To do niego idę – rzekł. – To jest najprawdopodobniej wyprawa po horkruksa. – po tych słowach  natychmiast skierował się w stronę siódmego piętra.

To dlatego ojciec zdecydował się dzisiaj zaatakować. Nie ma Dumbledorea i nie będzie przez kilka godzin. – pomyślała Hermiona.


* Bagienne Ziele – roślina zaczerpnięta z gry „Gothic 1” Ogólnie cała ta kolonia, Stary Obóz, jest zaczerpnięte z tej gry. Chciałam by ta inna rzeczywistość do której trafili wyglądała mniej więcej tak.
**Czuraczek nadwodny – takie małe stworzonko wymyślone przeze mnie na potrzeby opowiadania.




Uwierzycie, że to już jest 30 rozdział? Zaczynając to opowiadanie, nie sądziłam, że dojdę aż tak daleko.
Jak wam się rozdział podobał?
Pozdrawiam, Cruciatrus.
 

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział XXIX



            Ciepłe dni kwietna przemijały spokojnie jeden po drugim, racząc hogwarczyków, wiosennymi promieniami słońca. Życie zwyczajnie toczyło się dalej. Harry Potter, ku swojemu nie zadowoleniu nadal uczęszczał do gabinetu dyrektora na lekcje o tym jak pokonać Czarnego Pana. Po każdym takim spotkaniu z Dumbledorem, chłopak zdawał relacje Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Tak było i tym razem, a dzisiaj miał wyjątkowo ważne informacje dotyczące jednego z horkruksów.
- Panie, - powiedział czarnowłosy kłaniając się przed Czarnym Panem.
- Nie wzywałem cię, Potter. – rzekł zimno jak to zwykle robił, gdy ktoś pojawił się przed jego obliczem nie wzywany.
– Dumbledore znów mnie wezwał na te jego lekcje. – odparł Harry
- I co ci powiedział?
- Najpierw kolejne wspomnienia z twojego dzieciństwa, panie. Potem powiedział mi jeszcze, że jest blisko odnalezienia kolejnego horkruksa.
- COŚ TY POWIEDZIAŁ, POTTER?- krzyknął rozgniewany Lord Voldemort.
- Powtarzam tylko słowa starego Głupca, panie. – rzekł niespokojnie chłopak
- Mówił coś jeszcze? - wysyczał
- Chce mnie zabrać gdy będzie szedł go zniszczyć.
- Ach tak – powiedział Czarny Pan, a jego mózg pracował na najwyższych obrotach. W jego głowie pojawił zarys planu by przechytrzyć Dumbledore’a. – Jeśli to wszystko to wracaj Potter. Jeszcze was wezwę.
- Żegnaj, panie. – powiedział czarnowłosy nisko się kłaniając.

***

Kolejne dni leciały w zastraszająco szybkim tempie. Nareszcie nastały tak od dawna wyczekiwane ciepłe dni majowe, a koniec roku szkolnego zbliżał się nieubłagalnie. Hermiona starała się utrzymać swe uczucia na wodzy i w niewielkim stopniu się pozbierała, na tyle by mogła normalnie funkcjonować. Nadal go kochała.  Mimo, że cholernie ją bolało gdy widziała byłego chłopaka z Clarie, to brązowowłosa przystała na propozycję Davida i nadal pozostali przyjaciółmi. Nie chciała stracić go całkowicie. Nie chciała być z nim skłócona i nawet, co zaskoczyło ją samą ,mimo niechęci do Krukonki, starała się być dla niej miła. Wydawała jej się jakaś podejrzana. Ale widziała, że Lestrange jest z nią szczęśliwy, a ona chciała jego szczęścia, nawet jeśli to oznacza, że już nie będą razem. W tej chwili, starsza panna Riddle jak zwykle siedziała nad książkami, co jakiś czas spoglądając na rozbawionych przyjaciół, szalejących kilka metrów dalej, na błoniach korzystając z tak świetnej, słonecznej pogody.
            W pewnej chwili, do Harry’ego podleciała jedna ze szkolnych sów. Czarny zawołał Chińczyka i pokazał mu kopertę, a ten na nią spojrzał. Rozerwał ją i wyjął list. Obaj zaczęli czytać treść, a Hermiona i reszta paczki obserwowała jak ich miny w ekspresowym tempie stają się coraz bardziej grobowe. Brązowowłosa do nich podeszła, chcąc dowiedzieć się co się stało.
- Zadanie. – powiedział Harry przyciszonym głosem.
- Kiedy? - rozległo się kilka głosów naraz.
- Teraz – dodał David, wstając. Czarnowłosy uczynił to samo i obaj ruszyli w stronę zamku.
- Oby nic im się nie stało – wyszeptała Hermiona. Bała się o nich. Wciąż pamiętała chimerę i ścierwojady ze swojego zadania, miała nadzieję, że jej przyjaciele nie trafią na coś podobnego.

***

            - Przeniesiecie się do innej rzeczywistości. – mówiła Atha do Ślizgonów. - W realia zupełnie innego świata.
- To znaczy? – zapytał Potter pełen obaw.
- Tak naprawdę to nie jest prawdziwy świat. Jest zmyślony. Weźcie to. – rzekła podając im rolkę pergaminu. To są składniki i przepis. Pamiętajcie, że wszystkie te rzeczy, które są napisane musicie zdobyć sami. Powodzenia. – chłopcy skinęli głowami na znak, że zrozumieli i przeszli przez drzwi, które się pojawiły znikąd, wkraczając do nowego, nieznanego im świata.
            Znaleźli się nad jakimś rozległym jeziorem, wśród skał. Stali chwilę w miejscu rozglądając się dookoła. Za nimi była woda, przed nimi skały. Wśród tych skał dostrzegli nieszeroką ścieżkę. Zanim zdecydowali cokolwiek, Harry rozwinął pergamin.
- O nie – jęknął po chwili – zobacz. – podał pergamin Lestrenge’owi.
- No to mamy przejebane. – stwierdził żałośnie David nie hamując słownictwa. Na pergaminie zawarta była lista przeróżnych składników i receptura na eliksir Scalenia Kryształu, bez którego Kryształ Ciemności się nie połączy i nie odzyska swej dawnej mocy. Dopiero gdy ten eliksir wykonają dostaną pozostałe części Kryształu. – Jak mogli dać nam takie zadanie! Nam, osłom z eliksirów! Co za popie…
- Zobacz – przerwał Potter, wywód przyjaciela. – Ktoś tu idzie. – wskazał na ścieżkę między skałami. Rzeczywiście, ktoś szedł w ich stronę. Gdy ten ktoś był już kilka metrów od nich, zorientowali się, że zapewne jest tu po nich. Mężczyzna był dość wysoki, miał czarne włosy z tyłu związane w kitkę. Posiadał ziemistą cerę i gęste czarne brwi. Ubrany był w jakąś ciemnoczerwoną tunikę z pasem i cienką kolczugą na wierzchu, a na nogach miał buty do kolan, które wyglądały jak by były wykonane ze zwierzęcej skóry. U pasa miał miecz, a na plecach łuk i kołczan ze strzałami. To wszystko nadawało mu wyglądu nie z tej epoki. Ślizgoni zaczęli się zastanawiać czy tak przypadkiem nie trafili do jakiegoś średniowiecza czy coś  w tym stylu.
- Witajcie w koloni, nowi. – powitał ich. – Jestem Diego i…
- Jakiej koloni? – zdziwił się Harry
- Kolonia to ten cały teren, otoczony magiczną kopułą. – wyjaśnił pokrótce Diego, ale im to nic nie mówiło.
- Ach, no tak, rzeczywiście. – stwierdził David postanawiając grać na zwłokę. – Masz nam coś ważnego do powiedzenia, czy możemy już iść dalej?
- Wskażę wam drogę do Starego Obozu, a potem róbcie co wam się żywnie podoba, byle byście nie narażali się strażnikom i magom, bo to ja będę miał przez was kłopoty. – ostrzegł ich.
- Jasne – potwierdzili. Diego odwrócił się i ruszył przed siebie ścieżką, a Ślizgoni ruszyli za nim. Nagle obaj, nie zwracając uwagi na prowadzącego ich mężczyznę, zatrzymali się widząc jakąś roślinę. Miała podłużne, zielone liście i owoce o fioletowej barwie. Taka sama roślina widniała jako jeden ze składników na ich liście. Obrazki roślin i innych składników, były dla nich wielkim ułatwieniem.
- To Serafis,* potrzebujemy ich dziesięć. - stwierdził Harry sprawdzając roślinę. Delikatnie, wyrwał ją razem z korzeniem, a Lestrange w tym samym czasie, wziął leżący na ścieżce kamień i przetransmutował go w zwykłą szmacianą torbę na ramię, do której schowali roślinę. Ślizgoni ruszyli dalej, po chwili doganiając Diego. 

Serafis* - roślina zaczerpnięta z gry Gothic.
Wybaczcie mi, że tak krótko. Ale wolałam wstawić rozdział krótszy niż pisać na siłę cokolwiek byle rozdział był dłuższy.
Ostatnio znów miałam problemy z internetem. Jak najszybciej obiecuję nadrobić zaległości na waszych blogach.
Tych co lubią też opowiadania autorskie, zapraszam tu Córka Zła .  Założyłam tego bloga już jakiś czas temu, wstawiłam już tak jakby wstęp do histori i prolog księgi pierwszej, ale zapomniałam powiadomić was o nowym blogu. Zainteresowanych zapraszam. Tematyka nie potterowska, ten blog jest całkowicie wytworem mojej wyobraźni.
Pozdrawiam Cruciatrus