- Miona ?
- Co chcesz ?
- Nie mówiłem tego reszcie, ale Twój
ojciec napisał mi że chce się wcześniej spotkać, i że Ty masz mnie
przyprowadzić. - powiedział Harry
- Dziwne, nic mi o tym nie pisał. To o której masz być ?
- Właśnie nie wiem
- Idziemy. - zadecydowałam
- Ach, Potter i Hermiona, jesteście wreszcie - rozległ się jak zwykle zimny głos mojego ojca kiedy tylko wyszliśmy z kominka.
- Witaj ojcze - powiedziałam, a Harry skinął głową
- Hermiono wyjdź
-
Oczywiście - zrobiłam jak mi kazano, i dopiero teraz spostrzegłam że
nie wylądowaliśmy w salonie a w gabinecie ojca. Poszłam poszukać
mamy,skoro mam okazję ją zobaczyć.
Perspektywa Harry'ego
- Więc Potter, zastanawiasz się pewnie po co Cię wzywałem, nieprawdaż ?
- Tak, panie
- Chce porozmawiać. Zastanawiam się co Cię skłoniło do przyłączenia się do mnie.
-
Przejrzałem na oczy panie, dowiedziałem że jasna strona wcale nie jest
lepsza niż ciemna, a Dumbledore jest tylko starym głupcem i kłamcą. No i
podobno jestem dzieckiem śmierciożerców, to też trochę przeważyło.
-
Tak to prawda jesteś, a Lily i James byli jednymi z najlepszych Oni i
reszta Huńcwotów. Sądzę że Ty też za niedługo będziesz im dorównywał.
Sam się przekonałem jakim jesteś potężnym czarodziejem.
- Co ? Remus jest śmierciożercą ?
- Tak, Black również
- Ale Syriusz ? Przecież on nie...
- Żyje.
- A znak ? Nie widziałem u nich
- Severus wynalazł pewne zaklęcie, dzięki niemu można znak zamaskować. Jeszcze jakieś pytania Potter ?
- Tak panie, jedno, wiem że nie zabiłeś mi rodziców, chcę wiedzieć kto...
-
Dumbleore. Widziałem to. Zabił ich, potem chciał Ciebie, ale zaklęcie
nie zadziałało i odbiło się we mnie, dlatego zniknąłem na kilka lat. A
ten stary dureń ogłosił światu że jesteś wybrańcem i zmyślił tą całą
przepowiednie.
- Rozumiem panie
- Możesz wracać Potter, pamiętaj o jutrzejszej inicjacji
Perspektywa Hermiony
-
Harry Potterze, czy przyrzekasz wiernie mi służyć, a nawet poświęcić
własne życie dla mnie ? Czy przyrzekasz że będziesz razem z nami dążył do
oczyszczenia czarodziejskiego świata z mugoli i szlam ? Czy
przyrzekasz że wykonasz każdy mój rozkaz ?
- Przyrzekam panie - takie
coś usłyszało prawie każde z nas. Jednak ja i Ginny zostałyśmy
naznaczone bez przysięgi. Ojciec wiedział że my nie zdradzimy. W
momencie gdy przyłożył mi różdżkę do lewego przedramienia, poczułam
bolesne pieczenie, zacisnęłam zęby by nie krzyczeć, córka Czarnego Pana
musi być silna, nie mogę okazać słabości. Po chwili na mojej ręce
widniała czaszka z wężem. Znak śmierciożerców. A więc się stało, jestem
jedną z nich.
Kiedy wszyscy przyjęliśmy znaki, mieliśmy pokazać
co potrafimy. David miał rację, sprawdzali czy się nadajemy. Każde z nas
musiało trochę torturować, a potem zabić. Standard. Jednak ojciec
chciał mnie sprawdzić. Kiedy była moja kolej, a ojciec machnął różdżką przede mną pojawił się George Granger, mój przyszywany ojciec. Wiedziałam
co muszę zrobić, mimo że tego nie chciałam. Musiałam zabić człowieka
który mnie wychował, człowieka którego kochałam i ...który mnie okłamał.
Tak okłamał, przecież nie powiedział mi, że nie jestem jego córką. Nie
chciałam tego ale musiałam. W końcu jestem córką Lorda Voldemorta,
najpotężniejszego czarownika wszech czasów. Kiedy do niego podeszłam usłyszałam jego
błagalne szepty.
- Hermionko, córciu, nie zrobisz tego, nie jesteś taka.
- Nie Hermionkuj mi tu - warknęłam
- Boże co oni z Tobą zrobili - szeptał, a ja się szyderczo zaśmiałam
-
Ja zawsze taka byłam, oni pomogli mi odkryć prawdziwą siebie. A teraz
crucio ! - kilka razy rzuciłam te zaklęcie, i nie tylko te, znam wiele
zaklęć torturujących. Zakończyłam zielonym promieniem avady.
*
Wróciliśmy już do zamku kiedy usłyszałam jak Harry rozmawia z Severusem, zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie
- Profesorze.
- Tak Potter ?
- Czarny Pan wspominał o jakimś zaklęciu które pozwala
- Ach tak,mój wynalazek. Podejdźcie tu i odsłońcie znaki. - zrobiliśmy
co kazał. Zaczął szeptać jakieś inkantacje, nasze znaki na chwilę
zajarzyły się kolorem avady, a potem znów zaczerniały.
- Tylko śmierciożercy zobaczą Mroczny Znak, więc spokojnie możecie nosić krótkie rękawy.
* kilka dni później, perspektywa Harry'ego*
Byłem
przy regale z książkami o quiditchu. Szukałem czegoś ciekawego. Nagle
do tego samego działu weszła czarnowłosa piękność. Tak, to ona. Łucja.
Też czegoś szukała. Ukradkiem ją obserwowałem. Wybrała jakieś grube
tomisko, zapewne ciężkie z najwyższej półki. Musiała stanąć na palcach by
móc dosięgnąć księgę. Nagle zobaczyłem że dziewczyna traci równowagę, a
książka spada z półki. Byłem niezbyt daleko, więc błyskawicznie się
przy niej znalazłem. Stanąłem za nią tak by ona się o mnie oparła a nie
przewróciła a ja mogłem złapać książkę lecącą prosto na jej głowę. Kiedy
ona mnie dotknęła, poczułem dziwny, ale przyjemny dreszcz przychodzący
przez moje ciało. Odwróciła się w moją stronę i na mnie spojrzała.
-
Widzisz Łucjo, historia lubi się powtarzać. To raz się już zdarzyło. -
powiedziałem, czułem jej piękne kwiatowe perfumy, cudowny zapach, i
byliśmy za blisko, stanowczo za blisko.
- Ale wtedy Ci należycie nie podziękowałam - odpowiedziała, po czym przybliżyła swoją twarz do mojej i mnie pocałowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz